-
(http://images6.alphacoders.com/387/387924.jpg)
Nieduże jeziorko, na którym znajduje się mała wysepka. Na wysepce rośnie drzewo, a na drzewie jest ogromne gniazdo, należące do Srebrnego Feniksa.
-
Wylądowała. Jak najszybciej powinna się zabrać do wicia swojego gniazda, lecz martwiła się o resztę klucza. Powinna najpierw dopilnować, aby wszystko poszło po jej myśli, lecz nie powinna była odkładać budowy własnego gniazda. Mimo wątpliwości zabrała się do zbierania patyczków.
-
Idąc natrafiła na jezioro, na jego środku była wysepka, a na niej rosło wprost olbrzymie drzewo. Na nim z pewnością żyło wiele feniksów. Wskoczyła do zimnej wody i zaczęła płynąć. Po chwili była już na miejscu. Otrzepała się i spojrzała w górę. Wtedy nad jej głową przeleciał feniks większy od reszty. Jego pióra nie miały ognistych barw, a srebrne, białe. Było to najpiękniejsze stworzenie jakie Amber widziała. Ach, ile by dała by mieć takiego oswojonego. Ciekawiło ją dlaczego ten ptak był srebrny, a reszta pomarańczowa. Może był ich przywódcą?
-
Gdy błądziłam pośród drzew natrafiłam na jezioro. Na samym środku była wysepka z której aż biło białym blaskiem. Po chwili ujrzałam białego feniksa. Plótł gniazdo na ogromnym drzewie. Przepiękne stworzenie. Właściwie bez zastanowienia wskoczyłam do wody. Przez chwilę sparaliżowało mnie zimno wody, lecz szybko się otrząsnęłam i popłynęłam w kierunku wyspy.
-
Spojrzała na przybyłych. Zauważyła dwie postacie: waderę i jakąś dziewczynę, która płynęła w kierunku jej wyspy. Aby zachwycić je swą majestatyczną postacią, pomachała kilka razy skrzydłami. Jej srebrne pióra błysnęły w świetle księżyca, a ich końcówki zajęły się małymi białymi płomykami.
-Czego od nas chcecie...-syknęła, po czym jeszcze kilka razy zatrzepotała skrzydłami.
-
- Czego mogłabym chcieć? - spytała. Od kiedy feniksy mówią? Ptak nie musiał machać skrzydłami, by ją oczarować. Już dawno to zrobił.
-
Samica wydała z siebie skrzekopodobny pisk. Odpowiedź wadery ją zirytowała, ale usiłowała zachować spokój. Nachyliła się ku waderze.
-Mogłabyś to złe słowo. Lepiej bszmi "moszesz". Moszesz sządać krwi. Moszesz sządać mych piór. Moszesz sządać myf terenów. Lesz to tylko zaleszy od ciebie-odpowiedziała.
-
Spojrzała krzywo na feniksa.
- Nie chcę Twoi...sz terenów. Jeśli to wszystko zaleszy ode mnie to chciałabym zdobyć jaj feniksza - odpowiedziała akcentując w ten sam śmieszny sposób litery "sz", by go nie denerwować.
-
Jaja? Na co komu jaja? Nie może sobie kupić na targu kury, która będzie im znosić jajka?
-Na co ci niby miało być nasze jajo? Jeszt niby jakiesz cenne? Posziada uklytą waltoszć? Jeszli chszesz jajo, to muszisz szpełnić pewne warunki. Muszisz szpełunić nasze tszy proszby i pszejszcz jedną próbę. Wtedy dosztaniesz jajo-rzekła.
-
- Jes...Jeszczteście przeciesz niezwykłymi ptakami, ka...szdy chciałby wasze jaja. Z chęcią mogę szpełnić Twe warunki - odpowiedziała. Ciekawe o co poprosi ją feniks.
-
-Dobsze, a zatem słuszaj nasz uwasznie.
Czworonóg przechadzający się wzdłuż rzeki,
Swoim spojrzeniem rozsadza kamienie.
Idzie i człapie, żerować na innych
Gdyż sam swoich jaj nie zniesie nigdy.
-Szczemy dosztać jajo, z kszótego to szę wylęgnie. Jeszli czi sze nie uda, zadowole się jego kolonom-dopiero co się zorientowała, że chyba ma jakąś dziwną wadę wymowy. Były to skutki nieodzywania się do nikogo, przez długi czas. Powinna częściej się odzywać.
-
A więc była to zagadka... Nie zrozumiała słowa "kolonom", ale postanowiła nie drażnić feniksa. Nie rozszyfrowała jeszcze zagadki, chociaż z pierwszego wersu wywnioskowała, że musi iść nad jakąś rzekę, znaleźć to coś i jeszcze dostać jego jajo. Cholera, czy ten feniks nie miał ciekawszych zadań? Wybiegła.
-
Dotarłam na wyspę i stanęłam przed gniazdem. Srebrne pióra feniksa były piękne. Najpiękniejsze. Móc dotknąć pióra to byłby zaszczyt. Lecz marzyłam, by otrzymać feniksie jajo.
- Witaj - ukłoniłam się ptakowi. Coś mi podpowiadało, że nie jest to zwyczajny feniks. W sumie było to widać od samego początku.
-
Wadera sobie poszła. Teraz ta dziewczyna zawracała jej głowę. Chociaż tyle, że rozmawiały z nią po kolei.
-Witaj, niesznajomo. Szegosz tu szukasz?-wysyczała.
-
- Szegósz mogę szukać? - spytałam naśladując akcent feniksa. Podobał mi się - Chciałam zobaczyć twojesz oblisze. Lecz i pszyszłam tu po to, abym miała zaszczyt stanąsz przed twymi próbami - Wiele o nich słyszałam. Legendarne wręcz próby feniksa.
-
Tak! Znalazła ją. Owszem wcześniej wplątała się w jakiś rów później musiała upierać się z borsukiem a następnie... No mówić prościej różowe sowy znów atakują jej oczy. Próbowała dojrzeć co kruczowłosa plama robi. Wedera wydawała się rozmawiać z jakąś białą plamą wokół której kłębiły się różowe sowy. Czemu różowe? Czemu przy Endrosie udaje taką strasznie poważną a jak go nie ma to widzi różowe sowy?! Ucho opadło jej na oko po przekrzywieniu głowy. Postanowiła poczekać chwilę.
-
--------------------
Jaka czarna? Ja? .-.
-
----------
Widzę połowę rzeczy na czarno. Nie miałam tego na myśli (wiele nie miałam) :(
-
----------
A, no db.
-
-Szeszy nasz to, sze doształy doszenione. Szyli szesz szę podącz tysz plób, tak jak twoja popszedniczka?-odpowiedziała dziewczynie.
-
- Oszywiście - odpowiedziałam.
-
-Szuszaj.
Wśród mrocznych wód
Wije się ciało, sześciogłowego węża,
Z jego gardła wydobywa się lwi ryk,
A dwanaście łap rozdziera ciała jej przeciwników.
-Szczę otszymacz łuszki tej besztii-syknęła.
-
- Dobrze - ukłoniłam się jeszcze raz i popłynęłam w stronę brzegu. [wyszłam]
-
Zatrzymała się nad brzegiem wody. Przydałyby jej się skrzydła. Westchnęła i weszła do lodowatej wody. Przypłynęła do wyspy trzymajac jajo w jednej ręce. Gdy dotarła nad brzeg położyła zdobycz na piasku i zmieniła się w wilka. W tej postaci nie czuła tak zimna jak w ludzkiej. Otrzepała się, po raz dziesiąty tego dnia i skinęła feniksowi.
- Czy o to chodziło? - spytała wskazują jajo i zapominając o specjalnym akcencie ptaka.
-
-Nie o to jajo nam szodziło, ale szyba jeszt to coś lównie cennego-rzekła i nachyliła się ku waderze- Zapewne teras szcesz kolejną zagadkę, plawda?
-
*Niewazne jakie, byle by Ci to odpowiadało* pomyślała.
- Oczywiście - mruknęła.
-
-
Srebrny koń,
Przedzierający się przez szerokie jeziora.
Jęczy,
Kiedy nadejść ma burza.
-Szcę dosztać gszywe tego konia.
-
- Okej - mruknęła i ponownie rzuciła się w wodę, by wypłynąć z tego miejsca.
-
Przypłynęłam drugi raz na wyspę.
- Proszę - powiedziałam podając łuskę hydry ptakowi i całkiem zapominając o jego dziwnym akcencie - oto łuska hydry, mam tylko nadzieję, że właśnie o nią chodziło - oddałam zdobycz i, gdy zauważyłam, że opatrunek się zaczął odwijać od wody trochę mocniej owinęłam go wokół ramienia. Zrobiłam to bardzo sprawnie i ledwie co było widać ranę zadaną przez hydrę. Mimo to jęknęłam cicho. Rozcięcie na całe ramie nie mogło nie boleć... Ale musiałam pilnować, żeby przestało krwawić. Pff... A wszystko dla jajka... Tylko, że feniksa, ale to już drobiazg.
-
Już miała rozpocząć dalsze prześladowania gdy do jej uszu doszedł dziwny szelest a nos nawiedził znany zapach którego jednak nie rozpoznała. Ruszyła w jego kierunku mocząc łapy w lodowatej wodzie. Wypełzała na piasek i przysiadła przy brzegu nasłuchując oddechu dwóch istot.
-
-Nie mieliszmy na myszli szydly-warknęła. Czy nikt jej nie słuchał? Pokręciła tylko głową.-Niesz będzie. Nie wiemy, gdzie znalazłaś szydrę, ale na pewno było to cięszkie. Zapewne terasz szczesz kolejne zadanie?-Mówienie szło jej coraz lepiej. Jeszcze trochę i przestanie robić błędy.
-
Westchnęłam. Nie hydra? No cóż...
- Jak najbardziej - odparłam.
-
-
Lwimi pazurami - rozrywa,
Smoczymi skrzydłami - lata,
Kolcem jadowym- truje,
Ustami ludzkimi - w całości pożera ofiarę.
-Pragniemy dostać głowę tego stwora.
-
- Głowe? - zdziwiłam się - ale jak? mam to zabić?
-
-Nie intereszuje nasz czy to zabijesz, czy nje. Szcę głowę tego potwla-syknął feniks nachylając się ku dziewczynie.
-
- No ok... - i ruszyłam szukać stwora.
-
Znów usłyszała, kroki, rozmowę i zagadkę o mantykornie. Czemu coś co dziwnie mówiło chciało jej głowę? Potrząsnęła głową. Może zapyta? Zmierzyła w kierunku szelestu.
-
Podreptała jeszcze kilka kroków i usiadła jakieś dziesięć stóp od szeleszczącego zwierzęcia. Nie lubiła rozpoczynać rozmowy więc udawała że patrzy na stworzenie.
-
Widząc przed sobą waderę, wydała z siebie pisk.
-Czegosz szcesz?-zapytała.
-
Przez chwile przyglądała się sworzniowi ślepymi oczami po czym odpowiedziała.
-Najpierw warto chyba zapytać z czym mam do czynienia. Choć chyba grzeczniej było by powiedzieć z kim.
-
-Lekszewaszysz nasz. Jeszteszmy pszywódcami. Pilnujemy posządku-syknęła.
-
-Wybacz lecz dzisiaj straciłam na pewien czas wzrok i nie wiem co mam przed sobą. Jeśli cię uraziłam to wybacz lecz moja sytuacja nie jest taka prosta. Wiem tylko że masz pióra i rozpoznaje twój zapach lecz nie mogę pojąć skąd, udzielisz mi odpowiedzi?
-
-Tak, mamy pióla, orasz dziób. Skszydla slebrne i dłógi ogon. Czym jesztem?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Zagadka? Fajnie lubiła zagadki szczególnie jeśli mogła w kółko mówić zagadkowo i...
-Czyli na pewno jesteś ptakiem. Czy że może być ptak którego pióra spowija mgła a umysł przeszywa wspomnienia..- umilkła nie dokańczając dziwnego zdania.
-
Zainteresowała ją odpowiedź wadery.
-Sziekafa szipoteza, lesz nie prfdziwa.
-
Chwile zajęło jej rozszyfrowanie wypowiedzi ptaka. Języki nie były jej mocną stroną.
-Ptaku mgieł dlaczego właściwie wszyscy do ciebie przychodzą?
-
Dobre pytanie.
-Wszyscy nasz nekają, tylko po to, aby zdobysz jedno z naszysz jaj-syknęła. Czyżby kolejna osoba chciało jedno z jajek?
-
Zamrugała ślepymi oczami.
-Jaja?- Podrapała się po głowie. Przecież łatwiej było je wykraść.- Co w zamian dostajecie? -Jaja mglistego ptaka niezbyt ją zainteresowały zresztą i tak bez matki się nie wyklują więc nie widziała większego sensu w posiadaniu ich. Po dłuższej chwili dodała.
-Nie wiem co oni chcą od waszych jaj, mnie to jakoś nie interesuje.
-
Nachyliła się ku waderze.
-Nie? Szeszy nasz to. Jednaksze mosze byłabys zaintereszowana czyms innym. Moglibyszmy szadacz ci tszy zgadki. Jeszli na nie odpowiesz, dam ci jedno z moisz piól.
-
I ponownie była zmuszona przepływać przez lodowatą wodę. Szkoda, że nie miała skrzydeł. Niezadowolona wyszła na drugi brzeg, na wyspie feniksa i otrzepała się. Zlekceważyła czarną waderę i wypuściła na ziemię trochę włosów z grzywy konia.
- Proszę, o to Twoja zachcianka - mruknęła. Czekało na nią teraz już ostatnie zadanie. W duchu modliła się, by było równie łatwe jak to z grzywą, albo by była to zagadka, na którą musiała tylko udzielić odpowiedzi.
-
Przesunęła łeb, gdy usłyszała kroki.
-Jakie to zagadki?- spytała feniksa. Uwielbiała zagadki więc o wy temat ją zaciekawił.
-
Skinęła głową waderze z kwiatkami w ogonie.
-Szwietnie. Zapefne terasz oczekujesz kolejnego zadania-nstępnie zwróciła się do tej drugiej-Moje zagadki szą rószne i zaleszą od tego co pragniesz w zamian.
-
- Oczywiście. Nie po to męczyłam się z tymi stworzeniami, żeby teraz zrezygnować - mruknęła i czekała. Oby Bogowie się nad nią ulitowali i sprawili, że feniks da coś łatwiejszego. Spojrzała na srebrnego ptaka z nadzieją.
-
-Różne? Za zagadki można oczekiwać życia, czasu lub więzy. Mi nie zależy na tych skarbach, nie potrzebuje ich ale również nie zamierzam ich łatwo wydać a ty co oferujesz w zamian?- oczy zabłysły słabym światełkiem, ślepe na wszystko wokół. Mimo to były nienaturalne jak zawsze kiedy wchodziła w owy trans.
-
Nadal w wilczej formie przepłynęłam jeziorko i zrzuciłam trupa z grzbietu przed feniksem.
- Oto ona. Tylko nie umiałam odciąć głowy, więc przywlekłam całą mantykorę - Odparłam, choć nie do końca to było prawdą, bo po drodze odcięłam jej ogon żeby wykorzystać z niego jad. A nóż kiedyś się przyda?
-
- Oczywiście. Nie po to męczyłam się z tymi stworzeniami, żeby teraz zrezygnować - mruknęła i czekała. Oby Bogowie się nad nią ulitowali i sprawili, że feniks da coś łatwiejszego. Spojrzała na srebrnego ptaka z nadzieją.
-
Wśród płomieni,
Żyje ptak stworzony z ognia, światła i wody wymieszanych z błotem.
Spadł z sfery niebieskiej
I odtąd żyje wśród nas.
-Szcemy dosztać pióro tego ptaka-syknęła, po czym odwróciła się do kolejnej.
-
-Różne? Za zagadki można oczekiwać życia, czasu lub więzy. Mi nie zależy na tych skarbach, nie potrzebuje ich ale również nie zamierzam ich łatwo wydać a ty co oferujesz w zamian?- oczy zabłysły słabym światełkiem, ślepe na wszystko wokół. Mimo to były nienaturalne jak zawsze kiedy wchodziła w owy trans.
-Jak jusz mówiłam szą to nasze pióra. Nie wiem dokładnie jaką mają wartoszcz, ale cieszą się zainteresowaniem-wysyczała i skinęła głową dziewczynie, która dopiero co przyszła.
-
Nadal w wilczej formie przepłynęłam jeziorko i zrzuciłam trupa z grzbietu przed feniksem.
- Oto ona. Tylko nie umiałam odciąć głowy, więc przywlekłam całą mantykorę - Odparłam, choć nie do końca to było prawdą, bo po drodze odcięłam jej ogon żeby wykorzystać z niego jad. A nóż kiedyś się przyda?
-Jak szię szpodziewam teraz oczekujesz kolejnego zadania?
-
- Owszem - odrzekłam - Całkiem ciekawe te zagadki wymyślasz.
-
-Runaka chere lotis moriaka? Dur anadaris lombi.-powiedziała. Dziwny trans wirował jej w umyśle. Myśli były nieracjonalne i skomplikowane, mimo wszystko o wy język w którym przemówiła był jak pierwotna skóra. Przysłuchała się owej zagadce, uśmiechnęła się słysząc odpowiedz. Feniks? Czy aby na pewno?
-
- Owszem - odrzekłam - Całkiem ciekawe te zagadki wymyślasz.
-A szatem powiedsz mi czo to jeszt.
Daleka kuzynka, ryby pożera,
Jej domem jest morze, lecz czasami,
Zrzuca skórę, aby żyć pośród nas.
-
Czyli miała szukać feniksa? Podniosła się, by odejść, ale nagle zatrzymała się wpół kroku. Wszystkie te ptaki były mniej więcej takie same, zrodzone z ognia. Jedynym feniksem, który się wyróżniał był przecież ten srebrny. Zwłaszcza, że był srebrny. Skoro był zrodzony z wody, ognia, światła i spadł ze sfery to mógł być takiej barwy. Wróciła się i spojrzała w oczy feniksowi.
- Przecież to o Ciebie chodzi. Mam zdobyć Twoje własne pióra i Ci je wręczyć? - mruknęła ponuro.
-
Czyli miała szukać feniksa? Podniosła się, by odejść, ale nagle zatrzymała się wpół kroku. Wszystkie te ptaki były mniej więcej takie same, zrodzone z ognia. Jedynym feniksem, który się wyróżniał był przecież ten srebrny. Zwłaszcza, że był srebrny. Skoro był zrodzony z wody, ognia, światła i spadł ze sfery to mógł być takiej barwy. Wróciła się i spojrzała w oczy feniksowi.
- Przecież to o Ciebie chodzi. Mam zdobyć Twoje własne pióra i Ci je wręczyć? - mruknęła ponuro.
Skinęła dziewczynie głową. Zgadła, choć trochę niedokładnie zadała zagadkę. Chyba przeszła przez wszystkie próby, więc feniks choć niechętnie przesunął się w kąt gniazda. Spod jego piór wysunęło się zielone jajko.
-Naleszy ci szę-syknęła do dziewczyny.
-
Przemieniła się w swą ludzką postać, widząc jajo. Inaczej nie dałaby rady go przenieść. Skinęła głową feniksowi, jednakże postanowiła jeszcze o coś zapytać.
- Za ile, mniej więcej, dni coś się z niego wykluję? - zapytała. Wolała być pewna, kiedy oczekiwać małego pisklaka.
-
-To zaleszy od temperatury. Z jakisz tydzien mosze dwa.
-
Kiwnęła głową.
- Dzięki - mruknęła jeszcze do feniksa. Odwróciła się i odeszła ze swoją zieloną zdobyczą.
-
- A co by się stało, gdybym nie zgadła? - spytałam już mniej pewnie - jakieś zadanie bonusowe czy coś?
-
Pochyliła się do wadery.
-Jeszli nie, to nie dosztaniesz tego czego asz tak bardzo pragniesz-rzekła, po czym wyprostowała się i z jej gardła wydobył się pisk.
-
- Można negocjować? - spytałam. Obudził się we mnie duch walki. Słownej, ale jednak. Wiedziałam, że nie mam szans wygrać walkę wręcz z feniksem, a było o co walczyć. - Śmiem twierdzić, że wadera z kwiatami w ogonie miałam prostszą zagadkę. Może jakaś podpowiedź z twojej strony, albo inna łamigłówka. Albo zadanie... No nie wiem - nie wiedziałam też co feniks miał na myśli w zagadce, więc spróbowałam coś zaradzić. Nie wiedziałam tylko co to da. A może feniksy lubią złoto? Miałam kilkaset monet w torbie. Ale co dla nich znaczy pieniądz? chyba nic, bo niczego nie musiały kupować...
-
Feniks wydał z siebie skrzek.
-NIE BĘDZIE SZADNYCH PODPOWIEDZI! SZADNYCH NEGOCJACJI! MY WYBRALISZMY TĄ ZAGADKĘ, INNEJ NIE DOSZTANIESZ!
-
Warknęłam. Miałam pustkę w głowie. Zaczęłam się przechadzać w tę i z powrotem. Musiałam to wymyślić... Pff... A czy feniksy jedzą ryby? Nie, ich domem nie jest morze, chyba...
-
Feniks pisnął.
-
siedziałam tam już dosyć długo.
- Nie jesteś głodny? - spytałam feniksa - może spróbuję jakąś rybę ci złowić? - szczerze mówiąc i ja zaczynałam być głodna, a feniks po długiej podróży... I czy feniksy lubią ryby? Tylko taka odpowiedź mi się nasuwała jeśli chodzi o zagadkę. srebrny feniks - morska piana. i właśnie widzę jednego przed sobą. Czyli żyje wśród nas. Ale też daleka kuzynka kogo?
-
-Nie. Wyszuchamy jeszcze twojej jednej wypowiedzi. Nie zapszepaszcz jej-syknął ptak.
-
- Wydaje mi się, że chodzi o ciebie. Ale nie jestem wcale pewna swojej odpowiedzi. - prawdę mówiąc im dłużej myślałam tym bardziej nasuwała mi się ta myśl, ale nigdy nie wiadomo... spuściłam głowę.
-
Feniks potrząsnął głową.
-To błędna odpowiedź-syknął.
-
Pokiwałam głową. Tak myślałam.
- To cóż. Do następnego przelotu - skłoniłam się nisko i skierowałam w stronę sadzawki.