Nedrith...
Dzikie Ziemie => Plaża => Wątek zaczęty przez: Evora w Lipiec 18, 2014, 12:25:52
-
(http://stretched.alphacoders.com/images/842/stretched-84298.jpg?512)
Pięknie wyglądają fale rozbijające się o brzeg klifu.
-
Wszedł. Rozejrzał się. Wyglądało na to, że był całkiem sam. Podszedł bliżej klifu i usiadł sobie. Zaczął patrzeć przed siebie i podziwiać widoki, które tutaj są.
-
Vircassis zmienił się w wilka. Wstał i postanowił iść obejrzeć inne części plaży.
-
Spojrzała w morską toni, na zatokę i plaże. Z tego miejsca widziała cały teren przymorza. Lubiła to miejsce czy ze względu że zawsze się tu ukrywała gdy nadchodziły najgorsze godziny?
-
Położyła się nie zważała na kropkę która właśnie pojawiła się na plaży. Dalej spoglądała na fale. Położyła się na białej skale, przymknęła oczy.
-
Otworzyła oczy. Dostrzegła dwójkę istot siedzących na plaży. Była na tyle blisko że mogli ją zauważyć, jednak chyba byli zbyt pochłonięci sobą...
-Cholera, to znowu ten palant. -wzdrygnęła się powiedziała to na tyle głośno że mogli ją usłyszeć.
-
Nie usłyszeli czy nie wiedzą gdzie jest? To ją uspokoiło mogła spokojnie obserwować morze.
-Po prostu o nich zapomnij.-szepnęła do siebie.
-
Usłyszała. Znów się wzdrygnęła, nie że przeszkadzało jej nazwanie jej nieprzystępną i wiecznie nie zadowoloną lecz panią to można nazwać jej siostrę. Obróciła łeb w drugą stronę.
-
Tej co? Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. Nie miała ochoty wchodzić im w drogę ale nie kojarzyła tej wadery z żadnym z plemion. Czyżby była samotnikiem?
-
-Przemiana co? Może teraz sobie pokicacie z zającami?- powiedział nie zastanawiając się czy zostanie usłyszana czy nie.
-
Przez widok młodej wilczycy próbującej stawić swoje pierwsze kroki przypomniały się jej wspomnienia z przeszłości. Mimo wszystko nadal przyglądała się tej dziwnej parze.
-
Przyjrzała się własnym łapą. Przeszła przemianę gdy była jeszcze mała i nic z niej nie pamięta. Ale jednak to dobrze.
-Miała szczęście że przemieniła się teraz a nie później bo miała by problem.
-
Przylazł tutaj nie wiedział czemu. Coś jakby kazało mu tu przyjść. Może piękne widoki? Usiadł sobie na trawie i wpatrywał się w chmurki będące beztrosko na niebie.
-
W wilczej postaci przyszedł na klif. Wyczuł kogoś znajomego, więc poszedł w tamtą stronę.
-
Wywęszył kogoś znajomego. Gdy się odwrócił, zauważył z daleka Kin'a. Pomachał mu i się wydarł:
- Kinuuuuś~!
-
Kin podbiegł do nirgo gdy go usłyszał. Jakoś nie zwrócił uwagi na to, że właśnie został nazwany Kinusiem.
- Hej, Vircassis, co tu robisz?
-
- Jakaś dziwna moc wszechświata i mojego zaje*istego instynktu kazała mi tu iść
- Nie wiem, jakoś tak. - odparł i się uśmiechnął.
-
Pokiwał głową.
- Ja dostałem od wróżek informacje, że tu jesteś i przyszedłem tu żeby zaśpiewać ci epicką piosenke o kowbojach
- Ja w sumie też. Całkiem tu ładnie.
---
A Vir jest w ludzkiej czy wilczej postaci?
-
- Mhm - przytaknął i się podrapał po głowie.
---
ludzkiej xd
-
Polizal go po ręce.
- Chcesz, żebym sie zmienił w człowieka?
Zawsze uważał, że rozmowa z człowiekiem w formie wilka jest tak jakby niekulturalna. Sam w sumie nie wiedział czemu.
-
- Jak chcesz, mi to nie przeszkadza - uśmiechnął się i pogłaskał po głowie Kin'a.
-
Odwzajemnil usmiech. Z jakis powodow przestal sie go obawiac. To raczej dobrze.
-
Znów spojrzał w niebo. Wyciągnął się na trawie i tak obserwował chmury. Spodobało się mu to.
-
Polozyl sie na plecach obok niego. Jedna z chmur wygladala jak wsciekla filizanka.
-
- Fajne są dzisiaj te chmurki - ziewnął. Oglądanie chmur jest dziecinne ale z jakiegoś powodu sprawiało mu to przyjemność.
-
Po dłuższej chwili milczenia przewalił się twarzą w stronę Kin'a. Nic nie mówił tylko patrzył co robi. Ziewnął kilka razy, po czym od tak przytulił Kin'a. Lubił przytulać się do kogoś. Taki sobie pan milusiński. A poza tym był zmęczony i jak śpi to zwykle się lepi do tego co jest najbliżej. Choćby do kamienia, ale Kin był lepszy od twardego kamienia. Schował swój nos pomiędzy włosy Kinusia i nasłuchiwał. Nie obchodziła go reakcja znajomego.
-
Leżał spokojnie i obserwował dalej niebo. Nagle poczuł, że Vircassis go przytula. Uśmiechnął się i nie przesunął się. Było mu całkiem przyjemnie, mimo iż przyjaciel nieco mu zgniatał żebro.
-
Zasnął. No cóż.. Vircassis bardzo lubi się przytulać. Taka już jest jego dziwna natura.
-
Po chwili ciszy i wtulania sie w Vira Kin poczul bol w plecach. Cholera, mrowisko... pomyslal. Dziwne, ze wczesniej tego nie poczul.Czyzby obecnosc Vircassisa dzialala jak srodek przeciwbolowy? I czy to "wygasa" gdy on zasypia? Kin mial ochote od razu sie poderwac i straciv z siebie robaki, ale nie chcial obudzic przyjaciela.Masakryczna sytuacja...
-
Po jakimś czasie się obudził. Ziewnął i spojrzał na Kina zmęczonym wzrokiem. Wyglądał jakby czegoś się obawiał?
- A Tobie co? - wymruczał.
-
Obudzil sie. Swietnie.
Wyskoczyl kilka metrow w gore i zaczal sie tarzac po ziemii. Po chwili zmienil sie w czlowieka i dalej strzepywal z siebie mrowki. Po kilku minutach przestal i spojrzal na Vircassisa.
- Przepraszam, nie moglem juz wytrzymac...
-
Po chwili myślał, że padnie ze śmiechu. Wybuchł śmiechem.
- Czemu nie powiedziałeś, że leżysz na mrówkach? - powiedział przez śmiech.
-
- Nie chcialem cie budzic...
Byl troche zly, ze Vir sie tak z nirgo smieje.
-
- Nic by się nie stało! - machnął ręką i przetarł oczy. Dawno się tak nie uśmiał.
-
Był trochę fochnięty na Vira, że się z niego śmiał, ale z drugiej strony to dobrze, że doprowadził go do śmiechu... A przynajmniej tak mu się wydawało.
-
- A teraz wyglądasz jak dzieciak z fochem - zarechotał się i znów przetarł oczy.
-
Przestał się śmiać i spojrzał radosnym wzrokiem na Kin'a.
- Będę musiał iść - mruknął i spojrzał przed siebie po czym wstał - mam nadzieję, że niedługo się spotkamy - uśmiechnął się.
//Wyszedł.
-
Po długiej wędrówce, Horo w końcu dotarła ... gdziekolwiek, Była świadoma tego, że w oddali były dwie postacie, lecz postanowiła odpocząć (była dość daleko od nich, więc w razie czego mogła albo uciec, albo się schować). Położyła się na trawie, i w swojej wilczej formie zwinęła się tak, że ogonem dotykała nosa. Leżąc tak, rozmyślała gdzie uda się jak wypocznie. Wiedziała że bardzo blisko jest jaskinia, której była ciekawa.
-
Wciągnęła morskie powietrze. Oczy zabłysły. Obejrzała teren, zauważyła kina który siedział po drugiej stronie klifu i odchodzącego Vir'a. Usiadła obok czegoś co wydawało się kępką brązowej trawy. Zmartwiona sytuacją którą jeszcze nie dawno widział a jednoczesnym rozważaniem ich szans na przeżycie. Kichnęła, przez chwile zakręciło jej się w głowie.
-
Byłam tak zmęczona, że nie zauważyłam kiedy moje powieki się zamknęły i zasnęłam. Nie chciałam spać, nadal obawiałam się tamtych obcych. Ale na szczęście po, bodajże, dziesięciu minutach budziłam się słysząc czyjeś kroki. Były blisko. Otworzyłam jedno oko, to, które miałam brązowe bo z tego co widzę jeszcze nie zwracała na mnie uwagi, a krwista czerwień mojego lewego oka za bardzo by się wyróżniała. Stała obok mnie. Pozostałam w takiej pozycji, w jakiej byłam i miałam nadzieję że mnie nie zauważy.
-
Wstalem i zmienilem sie w wilka. Gdy przechodzilem obok Watriss wymruczalem pod nosem jakies przywitanie po czym pobieglem w strone terenow mojego plemienia.
-
Usiadła na ziemi i wzięła najbliższy patyk. Narysowała trzy kółka które mniej więcej były równo po czym ze smutkiem dorysowała czwarte dużo poniżej. Nagle do jej uszy wyłapały słaby cichy ale jednocześnie szybki oddech. Odgarnęła kosmyk włosów i spojrzała na ,,krzaka,,.
-Od kiedy tu jesteś?-spytała gdy dostrzegła brązową ledwo widoczną tęczówkę.
-
Przyglądała się temu co rysuje nieznajoma. Gdy odezwała się do niej, w głowie już miała ułożony plan ucieczki, ale uznała że to raczej nie wypali.
- No... trochę już tu leżę. - odpowiedziała zwieszając głowę.
-
Zamrugała.
-Jest aż tak ze mną źle?-spytała. Wzdrygnęła się- Nazywam się Watriss, jestem samotnikiem który właśnie próbuje rozwiązać naszą katastrofalną sytuacje.-wyrecytowała.
-
Podniosła głowę żeby przyjrzeć się Watriss, po czym znowu popatrzyła gdzieś w bok.
- J-ja jestem Horo, także jestem samotnikiem - odpowiedziała. Chciała powiedzieć coś więcej, ale jej nieśmiałość umożliwiła jej wypowiedzenia chociażby co tutaj robi.
-
-Samotnikiem co?- zdławiła ból w gardle, dokładnie przyjrzała się Horo.-Lepiej uważaj.-szepnęła cicho lecz na tyle głośno by Horo ją usłyszała.
-
Horo zaniemówiła na chwilę. Chociaż wiedziała że na nieznanych terenach musi uważać, trochę zszokowało ją to co powiedziała Watriss.
-Jasne. - Nie mogąc sformułować zdania, powiedziała tylko to.
-
Siedziała w milczeniu, mogła jedynie rozważać.
-Gdybyś miała wybór uciekłaś byś czy pobiegła stanąć do walki razem z ludźmi których nie znasz lecz jesteś w takiej samej sytuacji jak oni?
-
Horo spojrzała na Watriss po czym przekręciła głowę lekko w prawo.
- To dziwne że pytasz o to nowo poznaną osobę. - stwierdziła i znowu się wyprostowała. - Wierz mi lub nie, ale pomogłabym im. -uśmiechnęła się lekko myśląc że sprawi wrażenie chociaż trochę przyjaznej.
-
Zaśmiała się.
-Szkoda że to nigdy nie nastąpi. Nie da się złączyć istot które od lat kryły się w cieniu samotne. Ten kto by potrafił to zrobić musiał by być kimś niezwykłym, przekonującym.
-
Nie spodziewała się takiej odpowiedzi od Watriss, co sprawiło że jej uśmiech nieco posmutniał.
-Może masz rację. Tylko że ja nie od zawsze "kryje się w cieniu samotnie". - poczuła się lepiej mogąc to powiedzieć, ale nie dała po sobie tego poznać.
-
Roześmiała się.
-Wiesz co znaczy samotnik? Kiedyś jak byłam mała zapytałam o to brata, to było za nim przeszłam przemianę. On był samotnikiem, powiedział że wtedy czuje się wolny że to życie które chce prowadzić. Miesiąc później zamordowano go na moich oczach wraz z całą rodziną, z siostrą patrzałyśmy bezradne i nic nie zrobiłyśmy. Wtedy zrozumiałam co znaczy być samotnikiem.-powiedziała to tak zimno że sama się zdziwiła.- A teraz grozi to wszystkim samotnikom.-dodała.
-
Słuchając jej, Horo zastanawiała się czy ją dobrze zrozumiała. Najwyrażniej nie. Ale przestała się uśmiechać i odpowiedziała.
- Nie musiałaś mi tego mówić, ale jak już to zrobiłaś, powiedzmy że twoja historia przypomina trochę moją. Tylko że ja nie chce się "chwalić" swoją... - ostatnie zdanie niemalże wyszeptała nie chcąc być zbyt śmiała.
-
-Nie musisz. Powiedz czy kiedy mówiłaś że staniesz razem z swoimi braciami do walki czy pomogłabyś mi stworzyć miejsce gdzie samotniki będą walczyć razem?-spytała choć nie była pewna czy to dobry pomysł.
-
Horo spojrzała z podekscytowaniem w oczach na Watriss.
- Oczywiście! - powiedziała prawie bez zastanowienia po czym postarała się poprawić i dodała - J-jasne, pomogę ci - chociaż była w postaci wilka poczuła jakby się rumieniła ze wstydu.
-
Uśmiechnęła się.
-Nie można nazwać mojego pomysłu plemieniem dlatego nazwiemy go sektą. A sekta to miejsce mroczne i pełne tajemnic, więc musimy znaleźć sobie jakąś siedzibę. Nie wiem co na to powiesz ale czy musimy mieć nazwę?
-
Czując się bezpiecznie, Horo zmieniła się w człowieka, usiadła przed Watriss i uśmiechnęła się promiennie.
- Z siedzibą myślę że możemy poczekać, nie za bardzo znam te tereny. A jeśli chodzi o nazwę, to możemy się nawet nazywać pożółkłymi bananami. - zaśmiała się.
-
-Wolałam by zostać bez nazwy.-zamilkła na chwile- ale ja znam dobrze, na wybrzeżu jest jaskinia warto ją przeszukać.
-
Przechyliła głowę lekko na lewą stronę.
- Jak chcesz, może być bez. Mi tam to wisi... - westchnęła - Tak więc prowadz.
-
Ruszyła w stronę jaskini. //wyszła//
-
Wstała otrzepując się i wolnym krokiem szła za Watriss.