Nedrith...
Dzikie Ziemie => Plaża => Wątek zaczęty przez: Evora w Lipiec 18, 2014, 13:30:18
-
(http://images3.alphacoders.com/105/105485.jpg)
-
Spojrzała na fale odbijające się od brzegu, wodę łuskającą białe kamienie wysoki klif... To jedyne co uważała za piękne, wierzyła że po śmierci stanie się jedną z tych kropli tworzących morze. Że wróci tam skąd przyszła. Lecz czasami tak trudno umrzeć...
-
Szedł spokojnym krokiem. Rozglądał się i podziwiał widoki. Bardzo lubił przechadzać się i poznawać nowe miejsca. Z dala zauważył jakąś istotę. Przyjrzał się jej dokładnie. Skojarzył ją z poprzedniego zgromadzenia przy dębie.
-
Znowu to uczucie że coś pragnie rozedrzeć ją na strzępy, spogląda na swoje łapy ciągle w wilczej formie. Czemu nie nawiedzi tak tej ludzkiej.
-
Mruknął coś pod nosem i podszedł bliżej do wadery.
- Coś się stało? - zapytał ochrypłym głosem. Nie wiedział kim ona jest i z jakiego plemiona pochodzi. Ale co mu tam. Zapyta to się dowie.
-
Szuranie ktoś przystanął, mniej więcej metr. Nie lubi takich dusz. Po zapachu odgadła że to wilk z pod drzewa. Spojrzała na niego przenikłymi błękitnymi oczami. Rozpoznaje ją. Najwyraźniej musiała wychylić się w którymś monecie i ją dostrzegł albo wyczuł. Czego chciał... nikt podchodzi tak po prostu i pyta. Poczuła że go nie lubi...
-
Lekko podniósł uszy i spojrzał pustym wzrokiem na wilczycę. Wyglądała jak by chciała go przynajmniej zjeść. Usiadł na ziemi i odwrócił wzrok w stronę wody. 'Ale ładna jest dziś pogoda' pomyślał.
-
Teraz zamierza tu siedzieć?! Teraz była naprawdę wkurzona. Zamierzała warknąć czymś obraźliwym lecz zrezygnowała. Musi się opanować, nic nie robić i poczekać aż odejdzie. Robiła to wiele razy więc czemu teraz się denerwuje.
-
- Jesteś bardzo małomówna. - syknął - mogłabyś chociaż powiedzieć jak się nazywasz i do jakiego plemiona należysz. - westchnął i spojrzał na rozzłoszczoną wilczycę kątem oka.
-
Cholera, jak tak dalej pójdzie może być kiepsko.
-Jest nikim i nie należę do nikogo, wystarczy?- powiedziała zimnym głosem, miała tego dosyć, jak się z tego wyplątać? Jeśli tu zostanie to choroba wymusi na niej powrót do ludzkiej postaci. Przy nim.
-
Ucieszył się, że wadera wreszcie postanowiła cokolwiek powiedzieć.
- Miło mi. Ja jestem Vircassis i jestem z Mroku. - wstał i zmienił się w człowieka. Schował ręce w kieszeni skórzanej kurtki i ruszył przed siebie oglądając widoki. Nie zwracał uwagi na wilczycę.
-
Grrr to strasznie głupie jak można mówić jak się nazywa a nawet wrócić do ludzkiej postaci?-była wstrząśnięta. Miała niby teraz szanse, mogła ukryć się w jakiejś jaskini i tam przeczekać wymioty. Krew spada na piasek. Pierwsza partia się już zaczęła. Jeśli dojdzie do trzeciej będzie musiała zmienić postać. Cholera takie ucieczki nie były w jej stylu. Musi się uspokoić i chwile zastanowić.
-
Po plaży spacerował jasny wilk. Uniósł nos do góry. Wiatr oprócz słonego zapachu morza przyniósł mu zapach dwóch obcych. Kin ruszył w tamtą stronę. Po chwili zobaczył dwa wilkołaki. Jeden był w ludzkiej postaci, więc on też się przemienił. Szedł w ich stronę patrząc z zaciekawieniem.
-
Z oddali zauważył jakąś postać. Nie wiedział kto to i kim jest. Próbował się przyjrzeć tajemniczej osobie, lecz nie posiadał aż tak dobrego wzroku. Stanął na trawie i nie odwracał wzroku od osobnika.
-
Kin zauważył, że obcy przygląda mu się. Podszedł nieco bliżej, żeby mógł go lepiej zobaczyć. Nie do końca wiedział co powiedzieć, ale ktoś w końcu przerwie milczenie...
-
Kolejny masz dzisiaj strasznego pecha, Watriss. Ale jeśli się sobą zainteresują będzie mogła uciec musi tylko chwile poczekać. Spojrzała na zakrwawiony piasek i kamienie, zaraz nadejdzie druga partia.
-
Spojrzał na wilczycę i od razu zauważył krew.
- Coś ci się stało?
Zrobił krok w jej stronę.
-
Ziewnął ze zmęczenia. Nadal obserwował obcego. Co jeżeli coś kombinuje? Wader tak nie osądza. Vircassis zwykle nic nie ma do wilczyc a jeżeli już, to musiałaby być naprawdę wkurzająca.
-
-Kssa- syknęła sama do siebie, wchodzi do wody udaje że pije, nie przecież to morska woda geniuszu! Zaczyna przechadzać się w wodzie. Udaje że nic się niestało. Jednak...
-
Spojrzał nieco zdziwiony. Wilczyca dziwnie się zachowywała i choć niekoniecznie chciał, to chyba lepiej będzie jeśli się od niej odczepi. Obejrzał się na drugiego osobnika.
- Wiesz co jej jest?
-
- Dramatyzuje. - mruknął ochrypłym głosem - najwyraźniej Ciebie też nie lubi. - ziewnął i usiadł na trawie. Przetarł oczy i spojrzał przed siebie - może po prostu nie chce mieć z nami nic wspólnego.. Nie wiem. - wzruszył ramionami.
-
Przez chwile miała ochotę go zabić. Co jest z tym dniem nie tak. Postanowiła powoli się oddalać, może będą na tyle miłosierni i za nią nie pójdą. Znów poczuła ból.
-
-Hmm...
Zapatrzył się w horyzont po czym znów się odwrócił.
- Jestem Kin, z plemienia ognia. Przepraszam, że od tego nie zacząłem.
-
- Hmm.. Vircassis. Mrok. - odpowiedział i ziewną - i jak byś chciał się bić to od razu mówię, że nie jestem dziś chętny do bójki.
-
Kolejny bezmózgowiec nikt ich nie nauczył że nie przedstawia się obcym?!-myśli, była co raz bliżej.
-
- Spokojnie, gdybym chciał cię zaatakować to już dawno bym to zrobił...
Mówił ostrożnie, bał się, że znowu powie coś głupiego. Już kiedyś przez jego gadaninę jego bliscy mieli kłopoty. Lepiej więc, jeśli mu nie powie, że alfa plemienia ognia zniknęła jakiś czas temu...
-
- Mhm. - wymruczał pod nosem - mówisz to w taki sposób jak byś chciał powiedzieć, że teraz mnie nie zaatakujesz, a później rzucisz się na mnie jak będziesz mieć okazję i zwyczajnie zabijesz. Nie zdziwiłbym się gdybyś to zrobił.
-
Jeszcze trochę. Znów ból. Kilka kropel krwi ścieka po jej pysku. Zatrzymuje się na chwile, jednak rusza dalej
-
Skrzyżował ręce. Odszedł kawałek i usiadł na kamieniu.
- Skoro tak myślisz to myśl.
Jesteś głupi, jesteś bardzo, bardzo głupi, Kin. Wiej póki możesz. Mówił mu wewnętrzny głos. Po co? Jak sobie pójdzie to pewnie spotka Vellemera a już woli siedzieć tu, z panem podejrzliwym i rzygającą wilczycą niż uciekać przed braciszkiem...
- I tak jestem słaby.
Ugryzł się w język. I po co to mówiłeś idioto? Siedział teraz jak na szpilkach i uważnie patrzył na każdy ruch Vircassisa.
-
Spojrzał kątem oka na Kina. Zdziwił się jego odpowiedzią. Nie uważał, że jest słaby, może tylko sobie tak z nim pogrywa?
- Mhm. - odrzekł i zdjął skórzaną kurtkę, gdyż było mu gorąco. Siedział sobie na trawie w czarno-białym swetrze. Westchnął ciężko i spojrzał w niebo. Położył kurtkę obok siebie. Gdy znów spojrzał na Kina wyglądał jak by się czegoś obawiał. A raczej kogoś.
- Co Ci? - zapytał.
-
Stanęła przed jaskinią. Już miała wchodzić gdy znów wymiotowała krwią. Drugą partie ma za sobą teraz tylko około 5 minut do trzeciej. Wchodzi w głąb jaskini.
-
- Eeee... Mi? Nic, a wyglądam jakby mi coś było?
Istotnie, przychodzenie tu i gadanie z gościem z Mroku nie było najlepszym pomysłem. Ale już za późno, trzeba się jakoś wyplątać z tej sytuacji.
-
- Wyglądasz jak byś się czegoś bał.. A raczej kogoś - ziewnął - może się boisz mnie? Albo obawiasz? - zapytał gościa. Miał nadzieję, że się go nie boi i zaprzeczy.
-
- Em, no więc...
Nie był pewien jakiej odpowiedzi oczekuje.
- Nie mam powodów, żeby się ciebie bać.
Powiedział starając się brzmieć pewnie.
-
- To kogo się boisz? - zapytał - albo czego? Nie wiem ale czegoś się na pewno teraz obawiasz. - Vircassis zaczął teraz dręczyć Kin'a pytaniami. No cóż.. Wychodzi na to, że jest bardzo ciekawski.
-
- Boję się? Wyglądam jakbym się czegoś bał?
Starał się brzmieć spokojniej, aczkolwiek nie był pewien, czy mu się to udaje.
-
- Jesteś marną aktorzyną. - westchnął - jeżeli masz udawać to musisz się wczuć w rolę. Jakby to co mówisz teraz to prawda. - powiedział po czym dodał - na przykład jak musiałbyś powiedzieć wrogowi, że go kochasz. Jeżeli oczywiście w tym wypadku wrogiem jest kobieta to musiałbyś się bardzo postarać, a teraz gadaj co Cie trapi. - spojrzał na Kin'a białymi ślepiami.
-
Odchrząknął. Oczywiście miał jak zwykle ochotę opowiedzieć mu całe swoje życie jakby był on jego pamiętniczkiem, ale musiał się z tym pohamować. Pogada sobie z członkami własnego plemienia, ich nie będzie się bał. Co z tego, że takowych nie ma.
- No więc, skoro nalegasz... Boję się ciebie, tamtej rzygajki... I ogólnie bardzo chciałbym komuś wreszcie zaufać. Ale nie mogę, bo mój własny brat mnie nienawidzi, alfa z mojego plemienia odeszła jakiś czas temu, i właśnie powiedziałem ci coś co możesz wykorzystać przeciwko mnie i mojemu plemieniu.
Wściekły walnął się w nogę. Oczywiście..
-
- Uff.. Już myślałem, że będę musiał Ci demonstrować jak idealnie kłamać. - zachichotał po czym dodał - nie masz powodu aby się mnie bać. Nie jestem taki straszny jak to się wydaje.
-
- Mhm. Mówisz to w taki sposób jakbyś chciał powiedzieć, że teraz mnie nie zaatakujesz a później rzucisz się na mnie jak będziesz miał okazję i zwyczajnie zabijesz. Nie zdziwiłbym się gdybyś to zrobił.
-
Zdziwił się. Kin powtórzył dokładnie to co mu powiedział. Zachichotał pod nosem.
- Oj młody.. Gdybym chciał to zrobić to byś już dawno leżał martwy, lecz ja mam naturę zwyczajnego lenia i tyle. Nie ma mowy, że Ciebie zaatakuję. - lekko się uśmiechnął.
-
-Nie mów na mnie rzygajka- to przezwisko ją trochę wkurzyło. Siedziała teraz już znów w wilczej formie na wysokim białym kamieniu, bacznie się przyglądając.
-
Spojrzał w stronę wadery. Wyglądała nawet całkiem ładnie jak się wyprostowała.
- Może byś już przestała ukrywać tego kim naprawdę jesteś? - zapytał. Nadal wpatrywał się w wilczycę i śledził każdy jej ruch.
-
- Czyli swoje życie zawdzięczam zwykłemu szczęściu? Ufff, kamień spadł mi z serca.
Odwrócił się w stronę Watriss.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić, tylko trochę się zdenerwowałem... Debil ze mnie.
-
-Kim jestem wydawało mi się że ci mówiłam.-podrapała się za uchem.
-
Skrzywił się.
- Wiem, wiem.. Pamiętam Niki. Jeżeli mogę Ci tak mówić Pani Nikim nie jestem. - odparł - ale bardziej mi chodziło o to, że coś ukrywasz. Normalnie przecież wilki nie rzygają krwią a to rzadki przypadek ciężkiej choroby. Coś podobnego spotkało mojego starego. - mruknął.
-
-Choroby włóczęgi nie powinny obchodzić jakiegoś plemiennego szczeniaka- skrzywiła się na samą myśl o plemieniu.
-
- Hah, rzadko się spotyka takie mroczne wadery jak Ty. - lekko się uśmiechnął.
- To, że jestem z plemienia nie znaczy, że musisz mnie oceniać jak Książkę po okładce.
-
Przymknęła lekko oczy.
- To kim jesteś jest nieważne kiedy do kogoś należysz. -spojrzała w niebo.
-
- Mylisz się wadero. - zachichotał - Kin już wie jaki jestem. - wskazał na Kin'a.
-
Ja widzę świat inaczej, napływają wspomnienia.
-Myśl jak chcesz i mów jak chcesz a może uświadomisz sobie czym jest więź. Jakim jest przekleństwem.
-
Kin milczał. Ta rozmowa była dziwna i wolał się do niej nie włączać a "Pani Nikt" mówiła jak jakaś chińska wyrocznia.
-
Zdziwił się odpowiedzią wilczycy. Więź przekleństwem?
- Znaczy.. - pomyślał przez chwilę i zaczął mówić - zależy o jakiej więzi mówisz. O rodzinnej? Miłości? Czy o przyjaźni? A Ty jak sądzisz Kin? - zwrócił się do milczącego młodego.
-
Kin wzruszył ramionami.
- Jest cała masa więzi. Nie tylko między ludźmi.
To jedyne co mu przyszło do głowy mimo iż nie miał dokładnie pojęcia o czym mówi.
-
Uśmiechnęła się, wiec mimo iż wygląda na takiego co dużo przeżył. Nie rozumie że im więcej ma więzi tym większą staje się marionetką. Choć niektóre wieź nie da się tak po prostu zerwać. Zatrzymała się.
-Watriss Samotnik. -mówi.
-
W głębi ducha ucieszył się, że wadera odpowiedziała.
- Masz racje jest ich mnóstwo. - westchnął.
Rzucił kolejne spojrzenie na wilczycę. Nie wyglądała jak przedtem, że chciała zjeść Vircassisa.
- Fajnie, że wreszcie się przedstawiłaś.
-
-Jeśli spotkamy się następnym razem zapewne będziemy walczyć. Przeciwnikowi zawsze trzeba mówić swoje imię.- Co się stało, czyżby kogoś polubiła. Ja była mała lubiła głupców. A może dlatego że oni przywołują wspomnienia?
-
Lekko się uśmiechnął. W końcu była wojna między plemionami, ale czy wędrowcy też się w tą wojnę bawią? Wstał z ziemi i podszedł do wadery. Ukucnął i pogłaskał ją po głowie.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - uśmiechnął się do wadery i pocałował ją w nos. Bardzo lubił takie wilczyce ale jak ona zareaguje? Czy rzuci się na Vircassisa? Hmm.. Ciekawe. Chłopak wstał i wrócił na miejsce w którym siedział.
-
Kin popatrzył na Vircassisa dziwnym wzrokiem. Czy on zwariował? Właśnie pocałował i pogłaskał waderę której prawie nie znał!
-
-Ciesz się że nie mam humoru- Powiedziała. Jakoś to ją nie zaskoczyło. Tego można się spodziewać po wilczurze. Przewróciła oczami. Niektórzy są po prostu dziwni.
-
Zachichotał pod nosem. Czuł zdziwiony wzrok Kin'a na sobie. Spojrzał na niego. Wyglądał jak by zobaczył ducha.
- Lubię się drażnić z waderami - zarechotał.
-
Kin cofnął się nieco na głazie na którym siedział. Bał się, że jego też Vir zaraz pocałuje.
-
Rozbawiło go zachowanie Kin'a. Czyżby sądził, że go zaraz pocałuje? Niee.. Vircassis przepada tylko za waderami, a jak już by się zakochał w basiorze to musiałby być naprawdę obdarzony urodą wadery. Niestety Kin'owi tego brakuje.
-
Zrobiło się trochę dziwnie. Poczuła że jej ludzka forma pragnie się ujawnić. Ugryzła się w język.
-Co ty wyprawiasz, ufasz wrogowi?-skarciła w myślach samą siebie
-
- Coś się stało? - zapytał i spojrzał przenikliwym wzrokiem na waderę. Wyglądała jak by coś chciała zrobić ale umysł jej tego nie pozwalał.
-
-Myślę kogo mi przypominacie.- Było w tym trochę prawdy rzeczywiście nad tym myślała.- Do tego coś wisi od rana w powietrzu.
Spojrzała w niebo. Nie lubiła słonecznej pogody.
-
- Przypominamy? - zdziwił się. Nie wiedział o kim mówiła wadera. Ciekawiło go to, lecz nie chciał pytać bo sądził, że wadera znów nie odpowie i sobie pójdzie jak przedtem.
-
Uśmiechnęła się na szczęście nie zadał pytania ale chęć wytrącenia go z równowagi jest taka kusząca.
-Mojego brata.-odrzekła jakby nigdy nic.
-
Spojrzał na waderę pytającym wzrokiem.
- Brata? My? Był tak samo upierdliwy jak my? - zaśmiał się.
-
Zastanowiła się.
-Być może właśnie z tego powodu został zamordowany.
-
- Dobra rozumiem to, że jesteś samotnikiem, jesteś zła i chcesz mnie zabić, ale jak sama mówiłaś, że lepiej żebym znał imię swego przeciwnika.. To może się zmienisz? - zachichotał.
-
Tym razem naprawdę nabrała ją chętka na zabicie kogoś.
-Nie lubię pokazywać się w ludzkiej formie - odrzekła spokojnie choć w jej umyśle toczyła się niezła bitwa.
-
- Emm... Twój brat był podobny do NAS, tak? To chyba musiał być jakąś chimerą czy coś bo niekoniecznie jesteśmy podobni..
Postanowił się wreszcie odezwać. Nie lubił długo milczeć.
-
Odwróciła się w jego stronę.
-Był takim plantem jak wy.
-
- Ach, szkoda.. Chciałbym zobaczyć dziewkę, która chce mnie zabić. - zarechotał.
- Masz racje Kin. Musiał być jakimś dziwnym wilczurem, że przypomina nas.
-
-Dziwny nie dziwny. Po prostu w tym miejscu przywołujecie jego wspomnienia.- spojrzała w niebo- Albo jego śmierci.
Wspomnienia bywają okrutne. Ona jednak wciąż je przetrząsa.
-Był zbyt nieostrożny, po prostu. -Powiedziała nie wiedząc do kogo.
-
Kin przełknął ślinę. "Był zbyt nieostrożny"? Może jednak ta wilczyca jest jakąś wyrocznią?
- Jak umarł?
-
Przysłuchiwał się dokładnie co mówi ta nieśmiała wadera. Przy słuchaniu towarzyszył Vircassisowi szarmancki uśmieszek. Nie zbyt obchodził go jej brat, lecz co innego.
-
-Mówiłam został zamordowany, rozerwali mu gardło.
-
Gardło. Musi to sobie gdzieś zanotować. Gardło. Jak tylko skończy tą dziwną rozmowę to kupi sobie coś co ochrony gardła. Przetopi garnek czy coś w tym stylu.
-
-Twój uśmieszek zaczyna być wkurzający. - spojrzała kątem oka na Vircassisa. Nienawidziła tego wzroku, ani tego uśmiechu. W ogóle nie lubiła gdy ktoś się uśmiecha.
-
- Zwykle dziewczyny mówią co innego gdy się tak uśmiecham - zachichotał.
-
- Nie miałam na myśli że poderżną wam gardła- Oczy Kina jest łatwo rozszyfrować. Naprawdę nie umie kłamać nawet oczami.
-
-Serio? Nie dziwie się że jesteś taki pewny siebie.- Ziewnęła spojrzała na słońce czas się stąd zabierać. Musi zapolować zanim jakaś wataha zabierze jej zdobycz.
-
- Tak, wiem, uświadomiliście mi już, że nie umiem kłamać. Możecie już przestać.
Skrzywił się. Zawsze taki był. Tragicznie przewidywalny, jak dziecko.
-
Zaśmiał się. Dziwne, że Watriss jest inna od reszty. Co się dziwić miała najprawdopodobniej okropne dzieciństwo.
- Kin powinieneś się nauczyć kłamać - zarechotał.
-
Wstała, ruszyła powolnym krokiem w stronę lasu. Jednak coś ją dręczyło...a może..
-
Nie odpowiedział tylko mruknął coś pod nosem. Miał niezwykłą ochotę mu nagadać, ale nigdy nie miał ciętego języka, więc tylko by się upokorzył.
-
Odprowadził wzrokiem wilczycę.
- Mówiłeś coś? - spojrzał na Kin'a mamroczącego coś pod nosem.
-
Przystanęła.
-No jasne przecież...- zaczęła mamrotać pod nosem.
-
Odwróciła się nagle.
-Kin, od jak długiego czasu nie ma waszej alfy?
-
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. O nie, nie tym razem. Gapił się na nią w milczeniu.
-
Usiadła uznała że będzie tu siedzieć i czekać na odpowiedz.
-
- Kinuś no.. Odpowiedz. Nie należy w zasadach, żeby wadera czekała - ochrzanił Kina.
-
Jeśli nie będziesz chciał odpowiedzieć to będę za tobą łazić aż nie wyzioniesz ducha.-warknęła
-
- Do czego potrzebna wam ta informacja?
-
- Mi nie potrzebna - zachichotał i podniósł ręce jak by stał przed policją i mówił 'poddaję się'.
-
-Twoja alfa może być dla mnie bardzo ważną osobą.
-
A, trudno, powiem im.
- Jakieś 2 miesiące temu.
A zresztą, jak mogą tą informację wykorzystać w zły sposób?
Wkrótce zapewne się przekonam. Debil.
-
-2 miesiące co?-mruknęła i zaczęła się oddalać.
-
- Głucha? - zadrwił z wilczycy - 2 miesiące temu.
-
-Czemu uważasz żem głucha?-Zdziwiły ją te drwiny. Nie przestała iść
-
- Więc trawiłem w słaby punkt! - zaśmiał się i spojrzał na wilczycę.
-
-Nie rozumiem. - weszła między krzewy.
-
- Hej, czekaj! Wiesz gdzie jest?
-
- Prowokacja kotku - zachichotał i spojrzał na odchodzącą waderę.
-
Teraz przystanęła. Odwróciła łeb.
-Poszła kogoś szukać.- powiedziała zimno i zaczęła powoli znikać w ciemnościach lasu.
-
- Świetnie, dzięki za odpowiedź, na prawdę mi pomogłaś.
Usiadł z powrotem na skałę.
-
- Taka już natura wader.. Mało mówią - starał się choć trochę pocieszyć Kin'a.
-
- Tsaa... Może i tak, ale irytuje mnie to, że ona cały czas robi z siebie taką " Tajemniczą I Straszną Osobę ".
Westchnął.
-
- Mhm - przytaknął - ja również nie przepadam za takimi laskami. - podrapał się po głowie.
-
Milczał przez dość długi czas. Wstał.
- Chyba już pójdę... Bardzo miło mi było...
Zmienił się w wilka i powoli ruszył w stronę z której przyszedł. Szedł tuż przy brzegu, więc woda obmywała mu łapy.
No diabelnie miło po prostu...
-
- Do zobaczenia - odpowiedział. Sądził, że też zacznie się zbierać. Wstał i założył na siebie swoją skórzaną kurtkę. Poszedł tamtą drogą którą tutaj przyszedł.
-
Wszedł szybkim krokiem na pustą plażę. Zamoczył łapy w słonej wodzie i zapatrzył się w horyzont. Spokojne morze wyglądało pięknie. Przechadzał się wzdłuż brzegu ze zwieszonym łbem i rozmyślał. Nie był w najlepszym humorze.
-
Szłam w kierunku w którym według mnie było morze i właśnie tutaj trafiłam. Usiadłam na jakimś kamieniu. Teraz czas pomyśleć nad zagadką feniksa.
''Wśród mrocznych wód
Wije się ciało, sześciogłowego węża,
Z jego gardła wydobywa się lwi ryk,
A dwanaście łap rozdziera ciała jej przeciwników.'' - powtarzałam w myślach. Jedyne co przychodziło mi do głowy to hydra. Jednak, jeśli o to chodziło to jak miałabym ją znaleźć, jeszcze większy problem - jak zdobyć łuskę i ostatni i najważniejszy - jak nie dać się jej zabić... W tym był problem.
-
Po dłuższym zastanowieniu się uznałam, że to na pewno hydra. Uznałam, że poczekam na dalszy rozwój wydarzeń.
-
Gdy nic się nie działo przez dłuższy czas zostawiłam torbę na brzegu wyciągając z niej tylko nóż i zaczęłam płynąć. Właśnie wtedy zauważyłam coś jak wężowe cielsko przetaczające się nad falami. poczułam strach ściskający mi żołądek, ale uparcie płynęłam dalej. Jednak szybciej hydra, bo okazało się, że to rzeczywiście ona, przypłynęła do mnie, niż ja do niej. Wynurzyła się pode mną podrywając mnie do góry. Poleciałam nad wodą i z pluskiem wpadłam do niej. Gdy wąż znowu spróbował tej samej sztuczki złapałam się jego grzebienia i zawzięcie zaczęłam skrobać nożem między łuskami. To nie było aż tak trudne. ciężej będzie się stąd wydostać.
-
Hydra zarzuciła głową, aby się mnie pozbyć. W odpowiednim momencie puściłam się grzebienia i wylądowałam bliżej brzegu. Uderzyłam ramieniem o skałę. Z długiej rany zaczęła sączyć się krew. Słona woda powiększała ból. Trzymając zdobytą łuskę wygramoliłam się na brzeg, chwyciłam torbę i uciekłam. Gdy znalazłam się dość daleko opatrzyłam sobie w miarę możliwości ranę. Powoli potoczyłam się do gniazda Srebrnego Feniksa.