Dzikie Ziemie > Równina

Równina

(1/25) > >>

Evora:

Vircassis:
Wszedł spokojnym krokiem. Poszedł do drzewa, które tutaj było jedyne. Usiadł i oparł się o korę drzewa. Zamknął oczy i próbował przetrawić wszystko co się stało.

Evora:
 Wbiegła na równinę. Nie rozumiała dokładnie dlaczego tak się śpieszyła, ale wiedziała, że jak najszybciej musi się znaleźć na terenie plemienia. Potykając się wśród wysokiej trawy biegła dalej. Była przemęczona długim biegiem.
 Jej oddech stawał się coraz płytszy. Serce waliło jak oszalałe. Coraz trudniej było jej oddychać.
 Mimo woli zatrzymała się. Łapczywie łapała powietrze. No i po co jej było tak pędzić na złamanie karku?
 Dziewczyna powoli rozejrzała się po okolicy. W oddali zobaczyła dość duże drzewo. Powinno udać się jej tam dojść i zrobić sobie chwile przerwy.

Vircassis:
Po małej drzemce wreszcie zmusił się i otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył to jakąś dziewczynę. Rozciągnął się, ale nie miał najmniejszej ochoty wstać. Ziewnął kilka razy i tak nadal siedział patrząc przed siebie.

Evora:
 Powoli doczłapała się do drzewa. Oparła się ręką o pień i natychmiast osunęła na kolana. Czuła w głowie pulsując ból, a oddech nadal był dla niej uciążliwy.
 Dziewczyna skrzywiła się z bólu, po czym usiadła na tyłku. Dokładnie rozejrzała się do równinie. Mimo, że wydawała się spokojna, nie mogła tu zostać. W każdej chwili mogli ją odnaleźć członkowie innych stad. Ale co by im to dało? Przecież jest tylko tępą idiotką, albo przynajmniej na taką wychodzi.
 Ojciec zawsze jej powtarzał, że większość ludzi rzadko kiedy spogląda w niebo. Aby udowodnić, że nie należy do większości populacji spojrzała w górę.
-CHOLERA!- wrzasnęła przerażona, gdy zobaczyła nieznajomego siedzącego na gałęzi.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej