Tereny Plemienia Księżyca > Morze Traw

Trawiasta Równina

(1/2) > >>

Evora:

Gela:
Gela przybyła nad polanę i spojrzała na nią krytycznie. Wszędzie tylko zieleń, zieleń, zieleń. Tereny księżycowych były beznadziejne. Gela czuła się bezkarnie chodząc po ich terenach, bo cóż oni mogą jej zrobić? Nic. O ile  ogóle kogoś spotka, a ten ktoś nie ucieknie przed nią. Zagrożeniem mogła być tylko alfa tegoż plemienia, ale Gela może sobie z nią poradzić. Ziewnęła i zaczęła błądzić wśród traw, zamiatając ogonem ziemię. Szukała jakichś kryjówek, punktów orientacyjnych. Nic nie znalazła. Szmaragdowa, roślinna pustynia, nad którą świecił srebrzysty księżyc.

Devin:
Góry zaliczone, to pędzim dalej z tą myślą schodził ze skał, w trakcie znów przypadkowo przybierając postać wilczą. No wreszcie pożegnał te dwie lewe nogi, a przywitał swe włochate cztery łapy, jak najbardziej bardziej pożyteczne niż tamte. Trafił teraz w miejsce... zielony dywan? Taa, coś takiego, tylko trawa, jakiś kicaj uciekający do nory, nic specjalnego. Ziewnął i ruszył dalej przed siebie, wciąż uważnie się rozglądając. Może i miejsce wygląda niepozornie, ale życie nauczyło go, że wszędzie może przydarzyć się coś co nie powinno. I tak po jakimś dłuższym momencie, wśród tej zieleni wypatrzył jakąś sylwetkę. Kolejny księżycek? Na pewno chcę go poznać? Niee, z pewnością nie, dość na dziś nowych znajomości. Jednak nie odszedł, tylko leniwym krokiem zmierzał w stronę tego kogoś.

Gela:
Gela zignorowała jakiegoś dziwaka, który zmierzał jej w kierunku. Nie wyglądał na żadną ważną osobistość, raczej na pospolitego podwładnego. Na pysku wadery pojawił się sarkastyczny uśmiech. Nic tutaj nie było prócz traw, wyszła więc.

Devin:
Dziwaka? To 'poważna osobistość', a nie dziwak, ale dobra, niech będzie.  Zauważył, iż wadera się oddala. Hmn, no nic, w sumie dobrze, że tak szybko zniknęła. Dev od razu odbił na wschód i położył się na brzuchu. Wysokie trawy całkowicie go zasłoniły.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej